czwartek, 19 lipca 2012

Rozdział 30 - "Kocham Cię, słowa jak dobry czar złącza nas w jeden świat, nasze serca dwa. "


Karina z uśmiechem przypatrywała się jak Michał trzymając na rękach Amelkę ostrożnie karmił ją butelką. Dziewczyna musiała przyznać, że z dnia na dzień Siatkarz robił coraz większe postępy. Już nie wpadał w panikę kiedy mała w jego obecności zaczynała płakać. Nauczył się ją przewijać, ubierać, karmić i kąpać. Starał się spędzać z nią każdą wolną chwilę co była adekwatne do tego, ze jego własne mieszkanie stało się dla niego niczym hotel. Wracał do niego jedynie wieczorami żeby się wykąpać i zażyć kilka godzin snu. Karina widziała jak się starał, aby ona znowu mu zaufała. Ardo miał racje. Mógł czekać tygodniami, miesiącami, a nawet latami tylko, że to na nic by się nie zdało. Ona nawet na chwilę nie przestała kochać Bąkiewicza. Nie było dnia, żeby o nim nie myślała, nie tęskniła za jego dotykiem, głosem, bliskością. Już dawno wybaczyła mu zdradę, poniekąd odegrała się na nim spędzając noc z Kreekiem i wiedziała, że to była pomyłka. To nigdy nie powinno się zdarzyć, a już na pewno nigdy się nie powtórzy.
- Jest śliczna. – z rozmyślań wyrwał ją roześmiany głos Bąkiewicza – W przyszłości wyrośnie na piękną kobietę, taką samą jak mama.
Brunetka z uśmiechem kiwnęła głową.
- Ale charakter to już na pewno odziedziczyła po tobie. – podchodząc bliżej wzięła od niego pustą butelkę po mleku – W nocy daję mi się mocno we znaki. I nie tylko mi bo i sąsiadom. Na szczęście ci są wyrozumiali.

Michał odwzajemnił gest, a następnie delikatnie położył dziewczynkę do jej łóżeczka.
- Na mnie już czas, jest późno. Wpadnę jutro.
Nie chciała, żeby tak po prostu wyszedł. Wiedziała, ze kiedy tylko brunet zamknie za sobą drzwi do jej mieszkania tęsknota znów da o sobie boleśnie znać. Nie musiał przecież nic robić czy mówić, wystarczyło jej po prostu że mogła na niego spojrzeć, że w jego tęczówkach znów znajdowały się te dwa ogniki, które tak uwielbiała. Wystarczyło, że po prostu był.
- Chcesz wracać do siebie w taką pogodę?
Wydawało jej się to skutecznym argumentem. Z racji tego, że zima na dobre nie odpuściła na dworze miała miejsce prawdziwa burza śnieżna. Miliony płatków śniegu spadały na wszystko co znajdowało się na ziemi. Ponad to minusowa pogoda sprawiał, że asfalt na drogach przypominał szklankę i łatwo było o wypadek.
- Nic mi się nie stanie. Przecież wcale tak daleko nie mieszkam.
- Daj spokój. Wiesz, że w taką pogodę jest najłatwiej o wypadek. Po za tym sam mówiłeś, że jest późno, będziesz się tłuk po nocy, skoro tu jest tyle miejsca? Aneta już z nami nie mieszka, a mama wyjechała na kilka dni do Włoch. Możesz spokojnie przenocować w jednej z sypialni na wygodnym łóżku. Mam nawet twoją koszulkę. Zostawiłeś ją kiedyś u mnie i jakoś nie było okazji, żebym mogła ci ją oddać.
Uśmiechnął się. Chyba to wystarczająco go przekonało co do słuszności słów brunetki i bez słowa sprzeciwu przyjął jej propozycję. Karina odwzajemniając śmiech podeszła do szafy i z jednej z szuflad wyciągnęła jego T-shirt. Często kiedy była sama w domu zakładała ją na chwilę napawając się zapachem jego ulubionych perfum, które nadal dało się wyczuć.
- Dzięki. – biorąc od niej ubranie ich dłonie się spotkały
Stali naprzeciw siebie, a ich tęczówki z zaciekaniem się w siebie wpatrywały. Brunetka  wiedziała, że jeszcze chwila, a rzuciłaby się na niego. Dlatego też jako pierwsza postanowiła to zakończy. Wyswobadzając dłonie z jego uścisku zmieszana spuściła wzrok po czym pod pretekstem umycia brudnej butelki w pośpiechu opuściła swoją sypialnie...
... ciche szuranie wybudziło ją ze snu. Pośpiesznie podnosząc się do pozycji siedzącej zapaliła lampkę stojącą na szafce nocnej obok jej łóżka. Całe pomieszczenie wypełniło blade światło żarówki. Jej wzrok instynktownie powędrował w jeden z kątów pokoju w którym stało łóżeczko Amelki. Widząc pochylonego nad córeczką Michała odetchnęła z ulgą.
- A ty co spać nie możesz? – wstając podeszła w miejsce w którym stał Bąkiewicz
- Amelka się przebudziła i płakała. Od razu się przebudziłem i do niej przyszedłem, aby opanować sytuacje. Jak widać poradziłem sobie jakoś.
- No to brawa. Ale, ze ja nie słyszałam jej płaczu? Chyba już naprawdę byłam zmęczona.
- Możliwe.
Oboje z czułością wpatrywali się w maleństwo, które leżąc w łóżeczku, nakryte różową kołderką, spało spokojnie.
- Wiesz, Karina. Nie wiem co bym zrobił gdybym nie mógł tak jak teraz was widywać, nie uczestniczyć w życiu Amelki. Ty i ona jesteście wszystkim tym co najlepsze mogło mnie spotkać w życiu.
Dziewczyna spojrzała uważnie na Bąkiewicza. Czuła jak z każdym kolejnym jego zdaniem jakaś bariera wewnątrz jej ustępuje.
- Wiem, że się powtarzam, ale gdybym tylko mógł cofnąć czas nigdy bym nie powtórzył drugi raz tego samego błędu. Ardo miał rację, byłem kompletnym dupkiem, że zraniłem taką fantastyczną kobietę jak ty. Ale, Karina ja...
Nie pozwoliła mu dokończyć. I tak przecież doskonale wiedziała co chciał jej teraz powiedzieć. Ona czuła dokładnie to samo.
- Spróbujmy jeszcze raz.
Jej cichy szept sprawił, że para czekoladowych tęczówek obdarzyła ją pełnym zdziwienia spojrzeniem.
- Co powiedziałaś?
- Michał spróbujmy jeszcze raz. Dla nas, dla Amelki. Kocham cię i już dawno powinnam była...
Tym razem to on skutecznie zamknął jej usta pocałunkiem. Tak długo czekał na tą chwilę. Z zachłannością wpił się swoimi wargami w jej malinowe usta. To było coś więcej niż pocałunek. To była magiczna chwila, przepełniona szczęściem, namiętnością, pożądaniem i ogromną tęsknotą. Oboje tak bardzo tego pragnęli. Jego dłoń wtopiła się w jej gęste włosy. Świat przestał się liczyć. Najważniejsze w tym momencie było to, że dwa serca znów zaczęły bić jednym rytmem, dwie dusze znów się spotkały, a dwa ciała stały się jednością. I tak już miało zostać na zawsze... dopóki śmierć ich nie rozłączy...
KILKA MIESIĘCY PÓŹNIEJ
Aneta, sprawdziła czy Staś śpi. Jej synek był bardzo spokojnym dzieckiem. Pogłaskała chłopczyka po główce i ucałowała go w czółko i wyszła z jego pokoju. Spojrzała na zegarek. Wskazywała na dwudziestą trzecią. Zbyszek od kilku godzin powinien być już w domu, a do tej pory go nie było. Telefon nie odpowiadał. Brunetka zaczynała się coraz bardziej martwić o męża. Nie wiedziała już który raz z kolei wybrała dziewięciocyfrowy numer siatkarza. Telefon dalej miał wyłączony. Nie chciała martwić ani mamy ani Kariny nieobecnością Zbyszka, ale wiedziała, że trening skończył się o czasie. Chodziła nerwowo po mieszkaniu. Wyglądała przez okno wypatrując samochodu Zbyszka, co chwila dzwoniła do niego. Nie zorientowała się nawet kiedy po jej policzkach zaczęły płynąć łzy. Bała się, że mężczyzna miał jakiś wypadek, że coś mu się stało. Przecież nigdy coś takiego się nie zdarzało.
- Bartman, do cholery gdzie jesteś? – dziewczyna zaczynała tracić zmysły.
Jednak w chwili gdy wypowiedziała to zdanie, zamek w drzwiach przekręcił się, a w drzwiach stanął jej mąż. Nie zważając na nic rzuciła mu się na szyję. A ulga, którą odczuła spowodowała, że wybuchła niekontrolowanym płaczem. Brunet, natychmiast ją do siebie przytulił.
- Gdzieś ty był? – spytała zanosząc się płaczem. – Odchodziłam od zmysłów.
- Przepraszam, ale moja siostra chciała ze mną porozmawiać.
- Nie mogłeś zadzwonić gdzie jesteś?
- Rozładował mi się telefon. Przepraszam. Już uspokój się. Jestem cały i zdrowy – powiedział oschle i odsunął się od dziewczyny.
- Tak, pewnie ja tu odchodzę od zmysłów, a ty nie raczysz nawet zadzwonić. Obiad jest w piekarniku – powiedziała kobieta urażona zachowaniem Bartmana i udała się do pokoju synka.
- Anetka, poczekaj – jego żona machnęła tylko na niego ręką i zamknęła za sobą drzwi.
Oparła się o łóżeczko Stasia i wpatrywała się w jego śpiącą twarz chłopca. Nie mogła zrozumieć, że Zbyszek tak zbagatelizował jej stres. Przecież mógł nie wracać z różnych powodów. Przecież mogło się coś stać. Ona nie wyobrażała sobie życia bez niego. Kochała go najmocniej na świecie, dlatego tak się o niego martwiła. Przejęła po swojej babci wielką nadopiekuńczość i zdolność do zbytniego zamartwiania się co Bartman często w żartach jej wypominał, ale przecież w tej sytuacji każda kobieta zachowałaby się podobnie. A on ją po prostu wyśmiał. Znowu otarła łzy z policzków i zaczęła sobie ścielić łóżko w pokoju syna.
- Anetka, przestań – powiedział Zbyszek i zabrał z rąk żony poduszkę.
Kobieta spojrzała na niego i wróciła do poprzedniej czynności.
- Kochanie, proszę – mężczyzna złapał ją za ramiona i zmusił, żeby spojrzała  jego zielone tęczówki. – Przepraszam. Wiem, że się martwiłaś. Dzisiejszy dzień nie należy do najlepszych. Na treningu mi nic nie szło. Potem Kasia chciała porozmawiać. Zasiedziałem się u niej. Telefon mi się wyładował. Nie marze o niczym tylko przytulić się do ciebie i pójść spać. Nie gniewaj się na mnie.
- Nie rób tego nigdy więcej – powiedziała Aneta i wtuliła  się w niego.
- Obiecuję. Już, się nie denerwuj. Kocham cię. 

Rozdział 29 – „Życie jest jak kolejka górska, po prostu wejdź i jedź.”



Aneta, usiadła na kanapie w mieszkaniu Zbyszka i z lekkim uśmiechem pogładziła swój lekko zaokrąglony brzuszek. Nie spodziewała się, że jej narzeczony z tak wielką radością i entuzjazmem przyjmie wiadomość o tym, że za kilka miesięcy zostanie ojcem. Brunet, szukał dla nich większego mieszkania, które byłoby bardziej przystosowanego do małego dziecka. Wszystko układało się tak jak powinno. W najbliższym czasie mieli zalegalizować swój związek. Żaden znak na niebie i ziemi nie wskazywał, że to wszystko miało zostać zakłócone. Przyszła pani Bartman w kompletnej ciszy siedziała i oddała się błogiemu spokojowi, którego tak potrzebowała. Wszyscy skakali nad nią jakby nagle stała się osobą stworzoną z porcelany. A ona spokojnie mogła sama sobie zrobić herbatę czy zejść na dół do sklepu po jedno jabłko, ponieważ naszła ją w danym momencie ochota. Chwila kiedy, nie miała nikogo nad głową była momentem, który witała ze spokojem. Ciszę, przerwało nagłe walenie do drzwi. Aneta, wyrwana z amoku na początku nie wiedziała co się dzieje. Dopiero po chwili zlokalizowała przyczyna hałasu. Powoli żeby nie zakręciło jej się w głowie podeszła do drzwi. Nigdy nie sprawdzała, kto zapowiada jej wizytę w mieszkaniu Zbyszka, ale teraz coś ją do tego tknęło. Przez noktowizor zauważyła, że osobą, która zakłóca jej spokój jest jej własny ojciec, który nie wiadomo od kogo dowiedział się gdzie jego najmłodsze dziecko mieszka. Mimo zakazu zbliżania się do nich i jego wyjazdu do USA nagle znalazł się ponownie w Polsce. Aneta, mimo woli zaczęła się trząść i odsunęła się od drzwi. Nie uszła kilku kroków gdy ponownie rozległo się walenie do drzwi, któremu towarzyszył krzyk jej ojca.
- Otwieraj! Ty smarkulo. Jak śmiałaś nie zaprosić własnego ojca na ślub?
Po jej policzkach zaczęły spływać łzy. Bała się, że ten mężczyzna wejdzie do mieszkania mimo zamkniętych na wszystkie zamki drzwi. Zamknęła się w sypialni i usiadła na łóżku. Rękami oplotła kolana, a do jej uszu dalej dobiegał rozwścieczony głos ojca. Człowieka, którego kiedyś kochała, a który zamienił jej życie w jeden wielki koszmar. To przez niego nie umiała zaufać mężczyzną, to wszystko było jego wina. Nerwy miała napięte do granic możliwości.
- Ała! – dziewczyna w pewnym momencie poczuła ostry ból brzucha, który ani na chwilę nie ustąpił.
Wiedziała, że to wszystko z nerwów. Starała się uspokoić, ale głos jej ojca nie pozwalał jej na to. Ból z każdą chwilą był coraz większy, a ona modliła się tylko, żeby dziecku nie stało się nic złego…
Zbyszek, wrócił do domu pół godziny po tym jak ojciec jego przyszłej żony postanowił zostawić ją w spokoju.
- Anetka, kochanie. Wróciłem. Tak jak chciałaś jestem wcześniej! – od progu zaczął mówić do dziewczyny.
Odpowiedziała mu jednak cisza.
-Aneta? Jesteś? Przecież twój samochód stoi pod domem. Musisz tutaj być – Bartman zaczął mówić sam do siebie, a jednocześnie zaczął szukać Anety.
Zajrzał do sypialni i wielki kamień spadł mu z serca, ponieważ znalazł ją. Leżała zwinięta w kłębek.
- Zbyszek? – spytała, a jej głos drżał.
- Kochanie co się stało? – mężczyzna natychmiast znalazł się przy niej. Otarł łzy z policzków.
- Zawieź mnie do szpitala. Proszę. Szybko.
- Aneta, ale co się stało? Kto doprowadził cię do takiego stanu? I czemu mam cię zawieść do szpitala.
- Ojciec… On tu był – ze wszystkich sił próbowała zlepić jakieś sensowne zdanie. – Nie otworzyłam mu… Bałam się…
- Na pewno nic ci nie zrobił? – spytał Bartman, biorąc narzeczoną na ręce.
- Nic… Ale brzuch mnie tak strasznie boli…
TYMCZASEM
- No i gdzie mamusia z tatusiem? – Estończyk nosząc Amelię na rękach cały czas do niej mówił.
Ardo, po treningu nie zdążył dojechać do swojego mieszkania, ponieważ dostał telefon od roztrzęsionej Kariny, która prosiła go, aby przyjechał do niej jak najszybciej to możliwe. Nie patrząc na to, że jeszcze chwilę temu odczuwał straszne zmęczenie zawrócił i skierował się do miejsca zamieszkania brunetki. Gdy już tam dotarł dowiedział się,  że Aneta jest w szpitalu. Michał, nie chciał się zgodzić na to, aby Karina w takim stanie prowadziła samochód dlatego postanowił, że będzie prowadził. Pozostał tylko problem, kto ma zostać z Amelią. Karina, od razu pomyślała o Estończyku i natychmiast do niego zadzwoniła. Ten bez żadnych sprzeciwów zgodził się zostać z dziewczynką. Robił to dlatego, ponieważ kochał Karinę. Jednak z każdym dniem tracił nadzieję na to, ze mogą jeszcze być razem. Widać było od razu, że kobieta dalej kocha Michała i żaden inny mężczyzna nigdy nie zajmie takiego miejsca w jej życiu jakie zajął Bąkiewicz. Ardo, widział też, że dla bruneta Amelia i Karina są najważniejszymi kobietami w życiu i cały czas uparcie o nie walczy mimo, że nie robi tego otwarcie. Jest przy nich na każde ich zawołanie, a poza swoją córeczkę nie widzi świata. Wszyscy wiedzieli, że taka postawa Michała prędzej czy później przyniesie zamierzony efekt, w postaci ponownego związku z Kariną. To było dla wszystkich jasne i oczywiste, dlatego każdy dziwił się, że Ardo dalej walczy o brunetkę. Dziś jednam mężczyzna postanowił porozmawiać na poważnie z Kariną i powiedzieć jej, że wycofuje się z gry o jej serce, bo widzi, że to nie ma najmniejszych szans. W końcu drzwi mieszkania otworzyły się i stanęła w nich zmęczona Karina
- I co z Anetą i dzieckiem? – spytał Ardo od progu.
- Wszystko będzie dobrze. Musi przez tydzień zostać w szpitalu. Ale mój ojciec niech się więcej do niej nie zbliża. Zbyszek, jest wściekły.
- Nie dziwie mu się. Cały czas tylko myśli o dziecku i o tym czy Aneta czuje się dobrze.
- Jak dorwę tego człowieka to nie ręczę za siebie. No, Amelko chodź do mamusi – kobieta wzięła córkę na ręce. – Z ciocią Anetą już wszystko w porządku. Za kilka miesięcy powitamy nowego członka naszej rodziny. No, mówię ci kochanie.
- A gdzie Michał? – spytał Estończyk.
- Pojechał do domu.
- Karina, czy ty go kochasz? – spytał Ardo bez wstępów.
- Ardo, co to za pytanie?
- Proste i konkretne. Kochasz czy nie?
- Michał zawsze będzie ważny w moim życiu, bo jest ojcem Amelki i nie mogę go tak po prostu z niego wyłączyć. Nie mogę krzywdzić mojego dziecka – powiedziała Karina, starając się za wszelką cenę nie odpowiadać na pytanie przyjaciela.
- Karina, nie unikaj odpowiedzi. Wszyscy wiemy jak jest naprawdę. Dlatego, nie zamierzam przeszkadzać wam w byciu razem. A stanie się to prędzej czy później.
- Ardo…
- Karina, taka jest prawda. Ja chcę być mimo wszystko dalej Twoim przyjacielem. Jeśli mogę – powiedział mężczyzna.
- Musisz – stwierdziła Karina i razem z córką zatonęły w uścisku Estończyka. 

Rozdział 28 - "Oto nowy ja odkąd zjawiłaś się. Nie ma mnie bez Ciebie, znalazłem życia sens."


Michał pędził przez szpitalny parking nie zwracając uwagi na innych ludzi i co chwila wpadając na jakiegoś przypadkowego przechodnia, który słał w stronę siatkarza wiązankę niecenzuralnych słów. Nie mniej jednak nic go to nie obchodziło, śmieszył się. Zgodnie z daną Karinie obietnicą to właśnie on miał odebrać ją ich maleńką córeczkę ze szpitala i zawieść je do mieszkania. Przez to, ze był na wyjeździe i dopiero dzisiejszego dnia rano pojawił się z powrotem z Warszawie nie miał jeszcze okazji żeby zobaczyć na własne oczy Amelki, przez te wszystkie dni musiały wystarczyć mu jedynie zdjęcia podesłane MMS przez Anetę. Nie mniej jednak punktualność nigdy nie była mocną stroną Bąkiewicza dodać do tego korki panujące w stolicy i takim oto sposobem brunet był już spóźniony o prawie godzinę. Miał tylko nadzieję, że mimo wszystko Karina wierzy w niego i nie postanowiła znaleźć sobie innego środka transportu. Widząc w drzwiach wejściowych znajomą postać brunetki, która mocno trzymała w dłoniach nosidełko z małym zawiniątkiem oraz stojącymi za nią Zbyszkiem i Anetą odetchnął z ulgą. 
- Bąku! – Bartman widząc przyjaciela machnął do niego ręką – Mówiłem, żebyś jechał ze mną to się uparłeś, że pojedziesz sam.
- Stałem w korku. – brunet podchodząc bliżej nich spojrzał na leżące w nosidełku maleństwo, które szczelnie było opatulone kocykiem zwarzywszy na porę roku w której przyszło na świat – Przepraszam Karina. 
- Mogłeś przynajmniej zadzwonić. – dziewczyna lekko pokręciła głową – Już myślałam, ze znowu coś odstawiłeś i sprowadziłam Anetę i Zbyszka, żeby odwieźli nas do domu, jak widać nie potrzebnie. 
- Nic się nie stało? – młodsza z sióstr Rakowskich wzruszyła ramionami – Ale jeśli nie będziemy wam do niczego potrzebni to pojedziemy do siebie, a wy na spokojnie sobie porozmawiacie. 
Tak Aneta nie mieszkała już razem z Kariną i matką. Kiedy tylko ojciec ponownie wyjechał z kraju, a obie kobiety wróciły do siebie, dziewczyna postanowiła przyjąć propozycję Zbyszka i zamieszkała u niego. Jak na razie nie nawet przez ułamek nie żałowała swojej decyzji i miała ogromną nadzieję, że tak już zostanie. 
- Oczywiście, że nie. To co wpadniecie jutro? 
- Pewnie. – Bartman pożegnał się z dziewczyną delikatnym muśnięciem w policzek po czym oboje z Anetą udali się w stronę jego samochodu 
- To co możemy jechać? – Karina spojrzała uważnie na Bąkiewicza – Czy nadal będziemy tak stać i marznąć. My to jeszcze my, ale Amelce to na pewno na zdrowie nie wyjdzie. 
- Jedziemy, oczywiście, że jedziemy. Zaparkowałem samochód nie daleko. I daj ja wezmę nosidełko, ty nie powinnaś się teraz przemęczać...   
... brunet jak zaczarowany przypatrywał się jak Karina rozbiera małą z kombinezoniku, w którym była ubrana. Przez całą drogą grzecznie przespała, a teraz zniecierpliwiona starała się za wszelką cenę pokazać rodzicom, że w przyszłości wyrośnie na charakterną i pewną siebie kobietę. 
No chodź skarbie, pokaż się tatusiowi. – brunetka z uśmiechem na ustach wzięła córeczkę na ręce Bąkiewicz nie mógł oderwać od tej Małej kruszynki oczu. Była przecudna. Maleńki nosek, rączki, nóżki; zaróżowione policzki; kilka włosów na maleńkiej główce sprawiło, że Michał poczuł narastającą w gardle gule, która skutecznie uniemożliwiała mu wypowiedzenie nawet najkrótszego zdania. W miejsca zakochał się w Amelce. Jeszcze nie tak dawno zastanawiał się jakim będzie ojcem czy jakie relację będą łączyć go z dzieckiem, a teraz był przekonany, że nigdy nie pozwoli, aby ktokolwiek skrzywdził jego maleńką córeczkę. Odkąd tylko Aneta zadzwoniła do niego z wiadomością że Karina urodziła brunet wręcz nie posiadał się ze szczęścia. Dumny trąbił na prawo i lewo, że został dumnym ojcem małej Amelki, która zaraz po urodzeniu ważyła 3,74 kg, miała 54 cm i dostała 10 punktów w skali Apgara. Jednak dopiero kiedy na własne oczy zobaczył te maleńkie cudo dziewczynka dosłownie w ułamku sekundy zawładnęła całym jego sercem.
- Chcesz ją wziąć na ręce? – Karina podchodząc bliżej Michała uśmiechnęła się serdecznie w jego kierunku 
- Ja? Nie, nie. Jeszcze coś jej zrobię, przecież ja nigdy nie trzymałem takiej kruszynki. 
- Oj nie dramatyzuj Bąkiewicz, tylko złącz dłonie, tak aby główka była w górze. – śmiejąc się głośno dziewczyna delikatnie położyła mu Amelkę na dłoniach 
Nie da się opisać co dokładnie poczuł w tym momencie Michał. Ogarnęło go poczucie błogiego szczęścia, a fala przyjemnego ciepła rozeszła się po całym jego ciele hektolitrami wlewając się do jego serca. 
- Cześć księżniczko. – jego czekoladowe tęczówki zaszkliły się – Jestem twoim tatą, wiesz? Będę cię chronił i pokaże wszystko co tylko jest do pokazania. 
W porównaniu z silnymi, męskimi dłońmi Siatkarza, dziewczyna była dosłownie filigranowa. Michał wpatrywał się w nią niczym w obrazek, delikatnie ją kołysząc. Sam nie wiedział ile dokładnie czasu tak spędził, dopiero płacz maleństwa wybudził go z transu. 
- Karina! Jezu, ja coś jej zrobiłem?! Maleńka nie płacz, tak już dobrze, już ciiii... 
Brunetka nie kryjąc rozbawienia wzięła córeczkę na ręce. 
- Pewnie ma po prostu mokro w pieluszce, zaraz zmienimy i wszystko będzie dobrze. Pokażę ci jak to się robi, w końcu ty też musisz się tego nauczyć, prawda? 
Ostrożnie kładąc Amelkę na łóżko dziewczyna zachęciła bruneta do przypatrywania się jej poczynaniom. Stukając się o siebie ramieniami wpatrywali się w Malutką Kruszynkę, która była owocem ich miłości.
- Wiesz Michaś, nic się nie zmieniłeś. – dziewczyna spojrzała na niego uważnie, a on niema natychmiast odwzajemnił wzrok, co zaowocowało tym, ze ich tęczówki z zaciekawieniem się w siebie wpatrywały – Nadal jesteś tak uroczo niezdarny... 
TYMCZASEM
Siedząc na miejscu pasażera Aneta nerwowo ‘skubała’ rąbek swojego długiego, czarnego szalika. Co chwila ukradkiem zerkała na Zbyszka, który prowadząc samochód całkowicie skupił się na drodze. Sama nie była do końca pewna jak powinna przekazać mu wiadomość, o której dowiedziała się dosłownie kilka dni temu. Podczas gdy on zdobywał w Katarze Klubowe Wicemistrzostwo Świata, brunetka dowiedziała, się, że za dziewięć miesięcy również ona zostanie matką. Co prawda Bartman nie raz wspominał jej o tym, że w przyszłości marzy o pokaźnej gromadce pociech, nie mniej jednak dziewczyna i tak miała pewne obawy. Po pierwsze przecież nie planowali na razie dziecka, oboje mieli dosyć napięty terminarz i ciągle gdzieś się śpieszyli. Zbyszek ciągle wyjeżdżał, ona wróciła na studia. Mieszkanie Bartmana chociaż nowoczesne i przytulne, nie było przystosowane dla małego dziecka. Wiadomość o ciąży spadła na nią tak niespodziewanie, że nie była pewna czy oby na pewno oboje zdołają pogodzić swoje dotychczasowe obowiązki z byciem rodzicami, nie mniej jednak dziewczyna nawet przez sekundę nie rozmyślała o żadnym innym wyjściu z tej sytuacji, jak po prostu o urodzeniu i wychowaniu dziecka, które było owocem wielkiej miłości jej i Zbyszka.
-
Kochanie, co ty taka milczącą? – Zbyszek uśmiechnął się delikatnie pod nosem – Nie cieszysz się, że już wróciłem i to na dodatek ze srebrnym medalem?
-
Oczywiście, ze się cieszę. Tylko tak się jakoś zamyśliłam.
-
Nad czym? Coś się stało? Ktoś ci coś powiedział? Coś zrobił?
-
Nie to nie o to chodzi.
-
A więc o co? Skarbie, przecież wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć.
Dziewczyna uśmiechając się lekko pokiwała głową.
-
Więc powiesz mi co się dzieję?
-
 Pamiętasz jak mówiłam ci nie tak dawno, że jakoś nie za dobrze się czuje? Ciągle bolała mnie głowa, było mi gorąco, a zaraz potem zimno.
-
Pewnie, ze tak. Kazałem ci nawet pójść do lekarza.
-
I właśnie jak byłam u niego kilka dni temu.
-
I co ci powiedział? – Siatkarz niemal natychmiast spoważniał mocniej zaciskając dłonie na kierownicy -  To coś poważnego?
Brunetka wzięła głęboki oddech. Podjęła decyzję, musiała mu powiedzieć o ciąży tu i teraz.
-
Będziemy mieć dziecko, Zbyszek. Jestem w ciąży.
Chłopak mimowolnie nacisnął pedał hamulca sprawiając, że samochód stanął w miejscu, a oni sami polecieli delikatni do przodu.
-
Co ty robisz?! Chcesz nas zabić, Bartman?!
-
Jak to w ciąży?! – brunet całkowicie zignorował wcześniejsze pytanie narzeczonej – Będę ojcem? Zostanę ojcem?
Jego twarz zaczęła się zmieniać. Skupienie i zdenerwowanie, które jeszcze przed chwilą mu towarzyszyły teraz ustąpiły miejsce zaskoczeniu i szczęściu.
-
Tak będziesz ojcem, tylko proszę cię zjedź gdzieś na pobocze, bo jak tak dalej będziemy stać na środku jezdni to jeszcze staniemy się wybojem dla jakieś pędzącej ciężarówki.
Zbyszek bez słowa zapalił ponownie auto, a następnie zaparkował je na najbliższym parkingu. Odpinając pasy odwrócił się twarzą w stronę dziewczyny.
-
Kochanie to cudownie. – ujmując w swoje dłonie jej twarz z zachłannością wpił się w jej malinowe wargi – Będziemy mieć dziecko, przecież to coś pięknego. Który to tydzień?
-
Dziewiąty.
-
A już wiadomo czy to chłopczyk czy dziewczynka? A może to bliźniaki?
-
Jeszcze jest za wcześnie, aby to wiedzieć kochanie. – na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech jednak po paru sekundach ustąpił on zdenerwowaniu i lękowi
Bartman natychmiast zorientował się co takiego się szukuje.
-
Ej mysza, tylko mi nie mów, że się nie cieszysz, co? – koniuszkiem palców delikatnie pogłaskał ją po policzku
-
Pewnie, ze się cieszę, tylko, że się boję. A co będzie jeśli się okaże, że ja kompletnie nie nadaję się na matkę. Przecież ja nie mam bladego pojęcia jak się takim maleństwem opiekować, czym go karmić, jak się zachowywać. To ja zawsze byłam najmłodsza i nie mogłam podpatrzeć jak moja mama zajmuję się niemowlakiem.
Zbyszek roześmiał się głośno delikatnie kręcąc przy tym głową.
-
Zobaczysz, że jak malec pojawi się na świecie to przyjdzie samo. I nie masz się czego obawiać bo jestem pewny, że będziesz najwspanialszą matką pod słońcem, a poza tym nawet jeśli teraz się czegoś obawiasz to możesz poobserwować Karinę jak zajmuje się Amelką. Wszystko będzie dobrze.
-
Obiecujesz?
Brunet kiwnął głową, a ona najzwyczajniej w świecie mu ufała. Nie miała najmniejszych powodów, żeby podejrzewać, że to co mówi jest nie prawdą. Te wszystkie miesiące ich związku sprawiły, że oboje stali się dla siebie kimś niezwykle ważnym. Dziewczyna pokochała Zbyszka miłością bezgraniczną i bezwartościową i doskonale wiedziała, ze on czuł do niej dokładnie to samo. Byli dla siebie stworzeni. Dopasowywali się idealnie. Byli jak yin i jang, jak dwie połówki jednego jabłka i skoro on twierdził, że wszystko będzie dobrze to tak właśnie będzie. Dziewczyna wiedziała, że z takim mężczyzną u boku nie musi się niczego obawiać. Spoglądając w jego magiczne, zielone tęczówki na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
-
Wierzysz mi?
-
Wierzę. – jej prawa dłoń wylądowała na jego policzku delikatnie go głaszcząc
-
Pamiętaj, że ja zawsze będę przy tobie. Ze możesz zawsze na mnie polegać, że już nigdy ciebie nie zawiodę. – odwzajemniając gest zamknął obie dłonie dziewczyny w swoich silnych rękach - Was nie zawiodę. Kocham Was i tak już na zawsze zostanie...

Rozdział 27 – „Gdy mówisz, głos ci drży i słowa gubią sens. Przez chwilę spójrz mi w twarz swym myślom nadaj bieg.”


Aneta, z ulgą otworzyła oczy gdy usłyszała jak Bartman wychodzi z domu. Od kilku dni mieszkała razem z Kariną i ich mamą u Zbyszka, który postanowił, że nie pozwoli im wrócić do siebie, dopóki ich ojciec nie dostanie zakazu zbliżania się do nich. Ślad z policzka brunetki powoli schodził, a ona sama wracała do porządku dziennego po tym co się stało. Jednak, nie wszystko chciało się ułożyć tak jak powinno. Dziewczyna, unikała Zbyszka jak to tylko było możliwe. Nie spała z nim w jednym łóżku jak to miało miejsce jeszcze kilka dni temu. Trzy kobiety zajmowały jeden niewielki pokój.  Brunet, kompletnie nie wiedział o co jej chodzi. Wstawała i wychodziła z domu kiedy on jeszcze spał lub gdy już go nie było, a wracała gdy jego nie było i nie wychodziła wtedy z pokoju. Każda próba rozmowy kończyła się niepowodzeniem, ponieważ Aneta w tempie natychmiastowym znajdywała pretekst, żeby się ona nie odbyła. Dzisiejszy dzień miała cały spędzić w domu. Karina z mamą i Ardo oraz Michałem mieli spędzić ten dzień w szpitalu na badaniach dziewczyny, a Aneta niemiała tego dnia zajęć. Postanowiła, że po prostu posprząta mieszkania, a potem pomyśli co dalej. Ogarnięcie kilku pokoi siatkarza zajęło jej pół dnia. Jedynym jej towarzyszem był Bobik, który co chwila jej przeszkadzał, a ona z uśmiechem przesuwała go z miejsca na miejsce. Nie miała serca krzyczeć na tę niewielka istotę, która po prostu łaknęła odrobiny czułości. Gdy już całe mieszkanie lśniło dochodziła godzina piętnasta, a na dworze rozpętała się prawdziwa ulewa. Aneta, usiadła w salonie i nie zdążyła dobrze włączyć telewizora, gdy usłyszała, że do domu wrócił Zbyszek. Dziewczyna usłyszała, że mężczyzna kieruje swoje kroki w stronę pomieszczenia, w którym ona jest. Już miała wstać gdy usłyszała jego głos.
- Dobrze, że cię zastałem. Musimy porozmawiać – powiedział.
Aneta, doskonale wiedziała o czym jej narzeczony chce rozmawiać. Nie ukrywał faktu, że niepokoi go jej zachowanie i nie wiedział czym ono jest spowodowane. Martwił się o nią. Słyszała już jak próbował dowiedzieć się od jej mamy czemu zachowuje się tak, a nie inaczej. Jednak nawet rodzicielka jego kobiety nie umiała wyjaśnić tego faktu. Sama też martwiła się o córkę, która po prostu nie chciała z nimi rozmawiać, a już najbardziej ze Zbyszkiem. Wtedy w jej oczach pojawiał się dziwny strach, a jej ciało zaczynało mimowolnie drżeć. Brunet, podszedł do niej i ukucnął przed nią i zamkną w swojej silnych rękach jej drobne dłonie, które od razu mimowolni zaczynały się wyrywać z uścisku, jednak siatkarz trzymał je mocno. Spojrzała na niego i zobaczyła mężczyznę, którego kocha i który kocha ją i cholernie się o nią martwi. Widziała to uczucie w jego zielonych tęczówkach.
- Anetka, powiesz mi co się dzieje? – spytał.
- A co ma się dziać? Wszystko jest w porządku – ze wszystkich sił starała się, aby jej głos pozbył się nutki strachu.
- Kogo chcesz oszukać? Mnie? Unikasz mnie i nie wiem z jakiego powodu. Śpicie w trójkę w jednym pokoju, chociaż dobrze wiesz, że nie musicie, bo twoja mama ci też to mówiła. O co chodzi? Proszę, powiedz mi, bo nie wiem jak mam nam pomóc – powiedział i pocałował ją w rękę.
- O nic nie chodzi. Mówiłam ci, że po prostu nie chcę z tobą spać kiedy mama jest w pokoju obok – skłamała.
- Aneta, nie kłam. Proszę. Powiedz mi nawet najgorszą prawdę. Poznałaś kogoś innego? Zakochałaś się? Postaw sprawę jasno.
- Zbyszek, nie ma nikogo innego z wyjątkiem ciebie – powiedziała łamiącym się głosem.
- To o co chodzi? – spytał i uniósł rękę tak, żeby poprawić spadający kosmyk jej włosów, a ona natychmiast się odsunęła.
Dopiero teraz przypomniał sobie, że zawsze gdy chciał ją przytulić ona gwałtowanie się odsuwała. Wszystko posypało się od momentu kiedy uderzył ją jej ojciec. W szoku jakiego doznała pozwoliła się przytulić i zaopiekować, ale potem gdy emocje opadły zaczęły się dziać te wszystkie dziwne rzeczy. Zbyszek, dopiero teraz zrozumiał, że jego narzeczona po prostu się go boi. Boi się, żeby jej nie uderzył. Patrzył z niedowierzaniem na jej twarz, po której spływały kropelki łez. Nie chciała mu tego powiedzieć, bo bała się jego reakcji. I z tego powodu ich związek przechodził kolejny kryzys.
- Anetka, czy ty się mnie boisz? – spytał.
- Nie…ee – odpowiedziała szlochając i nie patrząc na bruneta.
- Kochanie, spójrz mi w oczy. Boisz się, że cię uderzę? – dziewczyna na te słowa wyrwała się z uścisku bruneta i udała do pokoju, w którym spała, a Zbyszek podążył za nią.
Usiadła na łóżku z twarzą schowaną w dłoniach. Jej ciałem wstrząsał szloch. Wiedziała, że jeśli mu to powiem sprawi mu ból, ale to była prawda. Bała się, że on podniesie na nią rękę. Podobnie jak jej ojciec. Zastanawiała się czemu jej życie musi być tak skomplikowane i gdy jeden problem się chowa pojawia się drugi, a za drugim trzeci i jest tak w koło. Poczuła jak Zbyszek przytula ją do siebie, jak jej drobne ciało ginie w jego silnym uścisku. Pocałował ją w czubek głowy.
- Czemu mi tego nie powiedziałaś? Czemu zawsze trzymasz wszystko dla siebie i nie mówisz mi o tym co cię gryzie? Nigdy cię nie uderzę, rozumiesz? Nigdy. Przecież cię kocham. Jesteś dla mnie najważniejsza. Najcenniejsza na świecie – Zbyszek tuląc ją w swoich ramionach szeptał do ucha uspokajające słowa. 
GRUDZIEŃ
Kolejne dni mijały szybko. Nim ktokolwiek się zorientował rozpoczął się sezon klubowy. Politechnika występowała w niezmienionym składzie, ponieważ wszyscy wiedzieli, że zwycięskiego składu się nie zmienia. Dodatkowo rozpoczęła się również walka o europejskie puchary. Politechnika Warszawska, grała w Lidze Mistrzów  i wszyscy byli bardzo zdeterminowani, żeby osiągnąć tych rozgrywkach jak najlepszy wynik. Cały zespół ciężko pracował na treningach. Dodatkowo zbliżał się wyjazd na Klubowe Mistrzostwa Świata, w których warszawski zespół miał wystąpić. Skra Bełchatów zrezygnowała z udziału w tym sezonie, ponieważ coś zaczęło się tam sypać pod względem finansowym. Jednak na parkietach ligowych była idealnym rywalem, z którym ciężko było wygrać, ale chłopcy z Warszawy potrafili pokonać nawet nie pokonaną do tej pory Skrę. Z wyjątkiem ważnych sportowych spotkań zbliżał się termin rozwiązania ciąży Kariny. Zarówno Michał jak i Ardo robili wszystko, żeby dziewczynie niczego nie brakowało. Bąkiewicz ustalił już z Kariną, że dziecko będzie nosiło jego nazwisko. Dziewczyna zrozumiała, że nie ma prawa ograniczać mu kontaktów. Starali się ułożyć swoje stosunki na stopie w miarę koleżeńskiej, aby maleńka Kruszyna, która miała przyjść w grudniu na świat nie odczuła jakiś niepotrzebnych i negatywnych emocji między swoimi rodzicami. Zgodnie stwierdzili, że mogą dać jej szczęśliwy dom nie będąc parą. Estończyk, nie do końca akceptował ponowne pojawienie się Michała z życiu Kariny. Pozostaje pytanie czy Michał kiedykolwiek zniknął? Przecież zawsze był w jej myślach i sercu, a kiedy dowiedziała się o ciąży wiedziała, że siatkarz na dobre zagościł w jej życiu. Po prostu tak musiało być. Klubowe Mistrzostwa Świata rozpoczęły się na kilka dni przed Bożym Narodzeniem.
- Aneta, uważaj na Karinę i na moje dziecko – poprosił Michał, gdy żegnał się z dziewczyną na lotnisku.
- Jasne, Misiek. Masz to jak w banku i jeśli coś to będę dzwonić. Obiecuję – powiedziała Aneta i przytuliła się do bruneta. – A i wygrajcie tam coś, dobrze?
- No dobra, Michał odczep się już od mojej narzeczonej. Moja kolej – powiedział Bartman ze śmiechem.
- Jak przyjedziesz bez medalu to cię zostawię – zagroziła Aneta z uśmiechem, gdy poczuła na swoich biodrach ciepłe ręce bruneta.
- Zostawiłabyś mnie? Takiego słodkiego Zbysia byś zostawiła? – spytał i pocałował ją.
- No, masz dar przekonywania. Daj znać jak dolecicie na miejsce. I trzymam za was kciuki – powiedziała Aneta i skradła całusa Bartmanowi.
- Dbaj o siebie i o Karinę, mamę i Bobika. I dopilnuj spraw związanych z weselem.
Na więcej słów nie było czasu. Chłopaki musieli już iść. Aneta, dała każdemu z nich kopniaka na szczęście i gdy tylko samolot wzniósł się do góry ona wsiadła do swojego samochodu i pojechała do szpitala. Karina, ostatnie dni przed porodem znowu spędziła w szpitalu. Lekarze woleli mieć ją na oko. Wszystko zaczynało się jakoś układać. Jakoś, bo Aneta bardzo chciała, aby jej siostra znowu była z Michałem, zwłaszcza, że on naprawdę się zmienił. Robił wszystko żeby ona to zauważyła. Jeszcze gdzieś tam w nim tliła się nadzieja, że wszystko może między nimi się ułożyć. Jednak wiedział, że jeśli Karina nie będzie tego chciała to nic z tego nie wyjdzie. Wszystko zależało od niej.
Aneta weszła do szpitala i skierowała się na oddział gdzie leżała jej siostra. Jednak w sali numer 113 jej nie było. Zdezorientowana Aneta wyjęła z torebki telefon i ujrzała, że ma 5 nieodebranych połączeń od mamy, a także kilka smsów, które mówiły, że Karina zaczęła rodzić. Brunetka wyłączyła dźwięk w telefonie, ponieważ chciała w spokoju pożegnać chłopaków. Szybko skierowała się w stronę, gdzie była jej mama. Kobieta siedziała na krzesełku i nerwowo tupała lewą nogą.
- Mamo, jak długo to trwa? – spytała Aneta.
- Trzecią godzinę – odpowiedziała rodzicielka.
- Przepraszam, ale byłam na lotnisku. Mówiłam ci.
- Wiem, kochanie. No, ile to może trwać? – pytała kobieta.
- Mamo, sama urodziłaś dwójkę dzieci – zaśmiała się Aneta. – Karina, da sobie radę.
- Wiem, ale martwię się o nią.
Obie kobiety czekały jeszcze pięć godzin, aż w końcu dowiedziały się, że Karina urodziła cudowną córeczkę. Aneta, natychmiast zadzwoniła do Michała.
- No, Misiek, jesteś tatusiem – powiedziała Aneta.
- Co? Karina urodziła? Kiedy? I mnie tam nie ma? Ale z dzieckiem wszystko w porządku? – pytał jak najęty.
- Tak. Michał, masz córkę – powiedziała Aneta i czekała na jakąś reakcję, ale po drugiej stronie była cisza. – Michał jesteś tam? Michał?
- Aneta, Michał nam zemdlał – powiedział ze śmiechem Krzysiek, a dziewczyna popłakała się ze śmiechu. 

Rodział 26 - "Już tylko cud miłości uratuje nas. Tylko cud miłości uratuje nas."


Karina leżąc w szpitalnym łóżku westchnęła głośno jednocześnie w teatralny sposób przewracając oczami. Nienawidziła takiej bezczynności, a tymczasem teraz przez najbliższe miesiące właśnie tak miało wyglądać. Mogła oszaleć z powodu nic nie robienia, ale dobro jej Maleństwa była dla niej najważniejsze. Jeżeli to miało sprawić, ze jej dziecko przyjdzie na świat w pełni zdrowe mogła nawet dziewięć miesięcy przeleżeć przysłowiowym plackiem, żeby tylko mieć pewność, że Maluszek rozwija się prawidłowo. Oczywiście dziewczyna miała jeszcze jakieś zobowiązania wobec firmy dlatego też po długich rozmowach z Anetą, która również w niewielkim stopniu posiadała udziały w biurze, obie zadecydowały, że na czas kiedy Karina nie będzie mogła sprawować urzędu pani prezes to ich matka zajmie jej miejsce. Kobieta choć z początku z dystansem podchodziła do nowej sytuacji było widać, że w pełni się w tym odnajdowała. W przeszłości niejednokrotnie miała do czynienia z różnymi sprawami firmy więc przejęcie na pewien czas ‘dowództwa’ nie napawało ją przerażeniem czy zdenerwowaniem. Doskonale orientowała się w tym jak powinna kierować biurem, aby nie zaprzepaścić wielomiesięcznych starań córki. O ile dziewczyny z matką dogadywały się z dnia na dzień coraz lepiej o tyle nagłe pojawienie się ojca przysparzało im tylko kłopotu. Mężczyzna ewidentnie starał się wpłynąć na starszą córkę, aby ta po raz kolejny powierzyła właśnie jemu prezesowanie w filmie. Nie mniej jednak Karina obawiając się kolejnego kryzysu nawet nie myślała o takim rozwiązaniu.
Odkładając na szafkę stojącą przy łóżku książkę, którą z rana podrzuciła jej Aneta, brunetka instynktownie pogłaskała dłonią swój już widocznie zaokrąglony brzuszek. Słowa lekarza, które usłyszała po tym jak kilka dni wcześniej Michał przywiózł ją do szpitala, nie na żarty ją wystraszyły. Dziewczyna czuła się strasznie zdając sobie sprawę, że narażała na niebezpieczeństwo własne dziecko, dlatego też radykalnie postanowiła zaprzestać z poprzednim trybem życia. W obecnej chwili najważniejsze było, aby Malec przyszedł na świat zdrowy i w pełni sił. Jej rozmyślania przerwał dźwięk otwieranych drzwi. Zdziwiona spojrzała na próg sali. Kogo jak kogo, ale Bąkiewicz był ostatnią osobę, którą spodziewała się tutaj zobaczyć.
-
Mogę? – brunet uśmiechnął się niepewnie wyciągając za pleców bukiet tulipanów, doskonale wiedział, że dziewczyna je uwielbia
Na twarzy Kariny mimowolnie pojawił się uśmiech, a delikatnie skinięcie głową stanowiło dla siatkarza zachętę do wejścia w głąb pomieszczenia.
-
Jak się dzisiaj czujecie? – kładąc kwiaty na szafce Bąkiewicz zajął miejsce na krzesełku, które stało przy łóżku – Wszystko już w porządku?
-
Tak. Na szczęście skończyło się tylko na strachu, ale lekarz chce mnie tu jeszcze zatrzymać do końca tygodnia.
-
I bardzo dobrze, będziesz sobie w spokoju odpocząć. Karina ja tak w ogóle to przyszedłem cię przeprosić. Nie powinienem tak ostro reagować wtedy w firmie, a teraz czuję się temu wszystkiemu winny.
Wyraz twarzy Bąkiewicza rozczulił dziewczynę. Wyglądał zupełnie tak jakby trzylatek, który przyznawał się przed mamą do zbicia wazonu z salonu. Przez te kila dni spędzonych w szpitalu brunetka mogła sobie na spokojne przemyśleć relację, które w przyszłości będą łączyć jej dziecko z Michał. Karina w końcu zrozumiała, że zarówno Aneta jak i ich mama, mają rację. Maleństwo nie może się wychowywać bez ojca, a urażona duma dziewczyny nie powinna decydować udział Michała w jego życiu. Bądź co bądź był przecież jego ojcem i miał takie samo prawo do jego wychowywania jak ona.
-
Nie masz za co. To chyba ja powinnam cię w pewnym sensie przeprosić. Miałeś rację, nie mogę być egoistką i muszę się kierować dobrem naszego dziecka. – po raz pierwszy od kilku miesięcy oboje spokojnie rozmawiali, bez żadnych krzyków i awantur – Oczywiście jak Maleństwo pojawi się na świecie będziesz mógł się z nim widywać kiedy tylko będziesz chciał.
-
Nawet nie wiesz jak się cieszę. – Michał roześmiał się wesoło – Ja wiem, ze zachowałem się jak dupek zdradzając cię i wiesz, że ja zrobię wszystko...
-
Michał.  – dziewczyna wyczuwając do czego zmierza rozmowa natychmiast ją przerwała – Doskonale wiesz, że to nie ma już najmniejszego znaczenia.
Nie była jeszcze gotowa na tak poważne decyzję. Wprawdzie w pewnym sensie wybaczyła już Bąkiewiczowi zdradę, ale bała się po raz kolejny mu zaufać.
-
Karina, a może jednak...
Ich rozmowę przerwało wejście do sali Ardo. Z początku roześmiane oblicze Estończyka na widok Michał przybrało złowrogiego i posępnego wyrazu.
-
A co on tu robi? – dłonie Kreeka instynktownie mocniej zacisnęły się na trzymanym przez niego bukiecie tulipanów, identycznym jak ten, który kilka minut wcześniej podarował dziewczynie Bąkiewicz
-
Przyszedłem porozmawiać. – Brunet wstając z krzesła delikatnie pokręcił głową – Ale chyba i tak dzisiaj mi się to nie uda. Karina jeszcze wrócimy do tego tematu, dobrze?
Rakowska kiwnęła na znak zgody. Michał natomiast żegnając się z nią krótkim: ‘Cześć’ opuścił pomieszczenie.
-
Czego on znowu chciał? Pewnie cię tylko nie potrzebnie zdenerwował.
-
Nie, wszystko jest w porządku. – dziewczyna uśmiechnęła się serdecznie w stronę Estończyka
Podziwiała upór i wytrwałość jaką wkładał w to, aby wzbudzić w niej jakiekolwiek uczucia inne niż tylko przyjaźń. Chociaż Karina jasno określiła jakie stosunki mogą ich łączyć, on jeszcze podczas ich wspólnego pobytu w górach zaznaczył, że będzie o nią walczył, nawet jeśli miałoby to nie przynieść pożądanych rezultatów.
-
To od niego? – Ardo wskazał dłonią na bukiet tulipanów leżących na szafce – Badyle. Moje są sto razy ładniejsze.
Dziewczyna zaśmiała się głośno.
-
A tak w ogóle moja droga rozmawiałem z lekarzem i dosyć już tego leżenia. Zabieram cię na małe tournee wokół szpitala moich supernowoczesnym, superszybkim i ze wszystkimi bajerami pojazdem gwiezdnym.
-
Że co słucham?
W tym samym momencie młoda pielęgniarka wprowadziła do sali wózek.
-
Włala, pani pozwoli. – Ardo kłaniając się lekko pomógł Karinie wstać z łóżka...
TYMCZASEM
Aneta słuchając płyty, którą kiedyś dostała od Zbyszka uśmiechała się delikatnie pod nosem. Kolejny kryzys w ich związku został zażegnany i teraz oboje na nowe starali się odbudowywać relacje jakie ich łączyły. Bartman przepraszał dziewczynę za swoje zachowanie i obiecywał poprawę, bał się jej stracić. Przerażała go perspektywa samotności bez ukochanej kobiety u boku. Po długiej rozmowie jaka odbyła zaledwie kilka dni temu oboje przyrzekli sobie, że zrobią wszystko aby ich związek był oparty na takich wartościach jak szczerość, wierność czy co najważniejsze zaufanie. Zbyt bardzo się kochali, aby jakaś kłótnia o zwyczajny drobiazg mogła zaważyć na ich szczęściu.
W momencie kiedy Aneta przebywała w swoim pokoju słyszała jak po kuchni krząta się jej mama w celu przygotowania jakiegoś pożywnego posiłku. Te kilka dni, kiedy Karina znajdowała się w szpitalu one obie wykorzystały na długie rozmowy. Nie bały się konfrontacji, nie omijały niewygodnych tematów. Dyskutując szczerze na każdy temat dotyczący ich relacji, relacji brunetki ze Zbyszkiem, z siostra czy w końcu z ojcem zarówno Aneta jak i jej matka zacieśnić łączące ich więzi. Obie tego potrzebowały, w przeciągu zaledwie paru dni starały się nadrobić te wszystkie zaległe lata.
-
Anetka jeszcze jakieś półgodziny i kolacja będzie gotowa. Lasange, twoja ulubiona. – kobieta uchylając drzwi uśmiechnęła się serdecznie w stronę córki
-
Już nie mogę się doczekać.  – dziewczyna odwzajemniła gest
W tym samym momencie do uszu obu kobiet doszło głośne walenie w drzwi. Zdziwione spojrzały na siebie poczym Aneta wstając z łóżka zaoferowała się, że pójdzie sprawdzić kto taki złożył im niezapowiedzianą wizytę. Otwierając drzwi w progu zobaczyła człowieka o którym istnieniu wolała zapomnieć. Już dawno temu wyrzuciła go ze swojego serca mając nadzieję, że czas zagoi wszystkie rany przeszłości, które on jej wyrządził. Przed oczami znów stanęły jej obrazy przepełnione strachem, bólem, gorzkimi łzami których powodem był właśnie on.
-
Czego tu szukasz? – nawet nie siliła się na uprzejmość – Przypomniałeś sobie naglę, że masz rodzinę?
-
Musimy chyba porozmawiać.
-
Nie mamy o czym. – brunetka chciała zatrzasnąć przed swoim ojcem drzwi jednak ten sprawnie uniemożliwił jej to mocno blokując je dłonią
-
Tak nie będzie. – mężczyzna bez zaproszenia wręcz wdarł się do środka mieszkania
Tymczasem na korytarz wyszła również matka dziewczyny.
-
Rodzinka prawie w komplecie. – ironia, która wręcz ‘wpływała’ z jego ust sprawiła, że po plecach Anety przebiegł nieprzyjemny dreszcz
-
Po co przyszedłeś?
-
Kochana żono nie uważasz, że musimy porozmawiać o mojej firmie.
-
Po pierwsze nie jestem już twoją żoną, a po drugie o ile dobrze pamiętam sam zrzekłeś się udziałów w firmie na rzecz dziewczynek, więc teraz firma należy do nich, nie do ciebie.
-
Karina leżu w szpitalu, nie może pełnić roli prezesa, Aneta jest jeszcze za młoda, a ja chcę to co mi się należy. W końcu to ja budowałem tą firmę, to ja włożyłem tam masę pieniędzy i czasu.
Na twarzy brunetki pojawił się gorzki uśmiech.
-
Pieniądze były dziadka, to on również włożył w nią całe swoje serce, a ty kochany tatusiu po jego śmierci doprowadziłeś firmę na skraj bankructwa. Więc nie chrzań mi tu nic o swojej pracy, czy starcie czasu po to tylko kolejne twoje kłamstwa.
-
Zamilcz gówniaro! – mężczyzna posłał w stronę dziewczyny pełne złości i nienawiści spojrzenie – Widzę, że mamusia już cię przekabaciła na swoją stronę, podobnie jak Karinę.
-
Nikt nie musiał nas przekonywać co do ciebie. – w ciemnych tęczówkach dziewczyny zabłysnęły pierwsze kropelki łez – Przez te wszystkie lata widziałyśmy na własne oczy te wszystkie twoje kłamstwa, przekręty, machlojki. Kiedy przekazywałeś udziały w firmie dla mnie i Kariny doskonale wiedziałeś o wielotysięcznym zadłużeniu, o tym całym syfie jaki zostawiłeś po swoim urzędowaniu i teraz myślisz, ze co jak gdyby nigdy nic znowu staniesz się kimś ważnym? Po moim trupie, słyszysz! – Aneta sama nie wiedziała skąd znalazła w sobie tyle siły, aby przeciwstawić się człowiekowi, którego zawsze się bała – Nie pozwolę abyś zmarnował te wszystkie miesiące ciężkiej pracy Kariny, jej wysiłek i poświęcenie. Nigdy, rozumiesz!
Niemal natychmiast po zakończeniu swoje wypowiedzi brunetka poczuła na swoim policzku szorstką dłoń ojca. Uderzył ją. Po raz kolejny uciekł się do rękoczynów mając nadzieje, że te rozwiążą problem. Piekący ślad przypominał jej każdy raz, który wymierzył jej ojciec. Mężczyzna, który miał być dla niej przykładem, który miał pokazywać jej świat, uczyć żyć przez wszystkie lata jej dzieciństwa sprawił, że zamieniały się one w piekło. Nie miała siły dłużej znosić jego obecności. Nie zważając nawoływania matki dziewczyna wybiegła z mieszkania. Pomimo ładnej pogody, która panowała przez cały dzień wieczór przywitał mieszkańców Warszawy chłodnym wiatrem i silnymi opadami deszczu co Aneta odczuła na własnej skórze w momencie gdy wybiegła na dwór. Jej łzy mieszały się z zimnymi kropelkami deszczu, który hektolitrami lał się z nieba. Nie wiedziała gdzie ma biec, chciała po prostu uciec, znaleźć się jak najdalej stąd, a tylko jedno miejsce przychodziło jej do głowy. Biegnąc co tchu przez opustoszałe, warszawskie ulice przemokła do suchej nitki. Ocierając co jakiś czas wierzchem dłoni twarz w duchu modliła się, aby Zbyszek był w domu. Potrzebowała go w tym momencie. Wbiegając do wnętrza jego klatki nawet nie trudziła się przeprosić mężczyznę, którego potrąciła w drzwiach. Przemierzając po dwa schodki dziewczyna w kilka sekund później znalazła się pod drzwiami Bartmana. Przemoknięta, roztrzęsiona i zziębnięta zapukała w drzwi. Chwilę w której siatkarz podchodził aby sprawdzić kto złożył mu wizytę wydawały się dla brunetki wiecznością. Pojawiając się uśmiechnięty w progu natychmiast spoważniał widząc stan w jakim znajdowała się jego narzeczona.
-
Anetka? Skarbie, co ci się stało? – nie czekając na jakąkolwiek jej reakcję chłopak mocno przytulił ją do siebie – Matko przecież ty się całą trzęsiesz. Co się stało?
-
On znowu mnie uderzył, znowu pojawił się w naszym życiu i chcę zamienić je w koszmar.
-
Kochanie o czy ty mówisz, kto taki?
-
Mój ojciec.
Bartman niejednokrotnie słyszał opowieści dziewczyny o dzieciństwie. Doskonale więc zdawał sobie sprawę z tego jak brunetka postrzegała swojego ojca – bała się go. Jego ponowne spotkanie zawsze napawało ją lękiem, a teraz najgorszy z koszmarów stawał się rzeczywistością.
-
Już dobrze kochanie. – Zbyszek odgarnął z twarzy dziewczyny mokre kosmyki jej włosów – Nie pozwolę ci wrócić do domu, zostajesz ze mną.
-
Nie mogę, tam została mama. A jeśli on coś jej zrobił? Boże byłam w takim szoku, że zupełnie o niej zapomniałam. Jeśli on ją skrzywdzi nigdy sobie tego nie wybaczę.
-
Nie zrobił jej nic. Ty zostaniesz u mnie, weźmiesz ciepłą kąpiel, ubierzesz się w jakieś moje suche rzeczy, a ja przez ten czas pojadę do was i przywiozę tutaj twoją mamę, dobrze?
Aneta delikatnie pokiwała głową na znak zgody, poczym mocniej wtuliła się w chłopaka.
-
No już dobrze skarbie, wszystko będzie w porządku – Bartman delikatnie musnął swoimi wargami jej osłonięte czoło – Jestem przy tobie...

Rozdział 25 – „I będzie jak dawniej. Przestańmy się śpieszyć. Zacznijmy od nowa od tych małych rzeczy.”



Michał, obracał w dłoni jakiś długopis wzięty z biurka Kariny. Od piętnastu minut czekał, na panią prezes w jej gabinecie. Nie interesowała go gadka sekretarki dziewczyny, czyli jak on na nią mówił pani Loli. Miał zamiar porozmawiać z matką swojego dziecka otwarcie o tym, że nie zamierza pozwolić, aby jakiś obcy mężczyzna – tu miał na myśli Ardo – wychowywał jego dziecko. Mogła do niego nie wrócić, w sumie nawet na to nie liczył już, ale miał prawo uczestniczyć w życiu jego maleństwa. Brunetka, nie mogła mu tego zabronić. Musiała się zgodzić i on zamierzał dziś jej to przekazać. A że tylko w biurze mógł zastać Karinę, to postanowił na nią zaczekać i nie pozwolić się teraz od tak wyrzucić. Był gotowy użyć wszystkich dostępnych środków, aby dopiąć swego. I nie interesowało go to, co powie lub co będzie robił z tego powodu Estończyk. On miał tutaj najmniej do gadania. To była sprawa Kariny i Michała i ich wspólnego dziecka.
- Pani Basiu jedną zieloną herbatkę poproszę – Michał usłyszał za drzwiami dobrze znany głos.
- Pani Karino..
- Pani Basiu, proszę. Chcę dzisiejszy dzień jak najszybciej zakończyć – powiedziała Karina i weszła do swojego gabinetu.
Michał, obrócił się w jej stronę, a ona stanęła jak wryta. Nie spodziewała się go i nie zamierzała z nim rozmawiać. Wiedziała, że on ma prawo do dziecka, ale przecież ją zdradził i nie chciał się do tego przyznać. Zamierzał ją przez ich całe wspólne życie oszukiwać i utwierdzać o swojej wierności. Nie chciała go widzieć.
- Wyjdź – powiedziała nie miło.
-Nie. Porozmawiamy. Na spokojnie.
- Nie mamy o czym rozmawiać – dziewczyna położyła teczkę na biurku.
- Owszem mamy. Spodziewasz się mojego dziecka.
- I co z tego?
- To, że mam prawo dać mu swoje nazwisko i uczestniczyć w jego życiu – odpowiedział i wstał.
- Nie po tym co mi zrobiłeś.
- Dziecko ma cierpieć tylko z powodu, że cię zdradziłem? Ma nie znać swojego prawdziwego ojca? Nie zachowuj się jak egoistka – powiedział Michał.
- Ja? Ja jestem egoistką?! W takim razie kim ty byłeś kiedy mnie zdradziłeś?
- Przestań myśleć tylko o swojej urażonej dumie tylko pomyśl o dziecku. Jak ty byś się czuła gdybyś nie znała ojca? Nie masz prawa tak karać naszego dziecka. I czy tego chcesz czy nie będę o nie walczył – powiedział Michał i skierował się w stronę drzwi.
Już miał wychodzić gdy usłyszał, że na podłogę upadło coś ciężkiego. Odruchowo się odwrócił i zauważył nieprzytomną Karinę. Natychmiast do niej podbiegł. Zaczął cucić i otwierać okno. Rozpiął pod szyją guziki białej koszulowej bluzki. Po chwili dziewczyna odzyskała przytomność.
- Zawieź mnie do szpitala – poprosiła szeptem i zamknęła oczy.
Michał zrobił to o co został poproszony. Najszybciej jak mógł wyniósł dziewczynę z budynku i łamiąc po drodze wszystkie przepisy drogowe pędził do szpitala. Przeklinał w myślach to, że był tak lekkomyślny i to przez niego dziecko jest w niebezpieczeństwie…
… po godzinie wszystko było jasne. Ciąża była zagrożona. Karina musiała przez ostatnie jej tygodnie leżeć plackiem w domu. W grę nie wchodziła żadna praca, a nawet prosty spacer po parku. Musiała się zacząć bardziej oszczędzać jeśli chciała aby dziecko urodziło się zdrowe i w terminie.
- Ale jak to? – spytała zdziwiona lekarza.
- Nie oszczędzała się pani. Stres, dużo pracy, to wszystko szkodzi dziecku.
- Ale wszystko będzie z nim dobrze? – spytała wystraszona.
- Jeśli tylko zastosuje się pani do moich zaleceń to urodzi się zupełnie zdrowe – odpowiedział lekarz z uśmiechem, a Michałowi, który był przy dziewczynie cały czas kamień spadł z serca.
TYMCZASEM
Aneta, siedziała w swoim pokoju na łóżku i uderzała bez sensu w struny gitary, którą wyjęła z pokrowca po dobrych kilku latach nie używania jej. Dostała ją od rodziców na piętnaste urodziny i od tego dnia pilnie uczęszczała na lekcje gry na instrumencie, ale gdy zaczęła studia porzuciła je. Teraz pod wpływem złości na Zbyszka ponownie wyjęła ją z zakurzonego futerału. Nie mogła zrozumieć, dlaczego on jej nie ufa, przecież to był jakiś absurd osądzanie jej lub przypuszczanie, że ona jest w stanie go zdradzić. Kochała go nad Zycie i nie wyobrażała sobie nawet takiej sytuacji kiedy ląduje w łóżku z innym mężczyzną. Od trzech dni, konsekwentnie odrzucała połączenia od bruneta, nie otwierała mu drzwi i nie odpisywała na wiadomości. Udało jej się wytłumaczyć całą sytuację wykładowcy, ale niesmak pozostał. Nie wiedziała co ma robić, a w zasadzie zastanawiała się jak ma przeprowadzić z nim jakąkolwiek rozmowę, żeby nie wypomnieć mu tego jak bardzo on ją skrzywdził, a ona dalej mu ufa, bo wie, że zaufanie to podstawa udanego związku. Ze złości uderzyła w struny, które wydały z siebie jakiż żałosny dźwięk. Pokręciła głową i zaczęła ją nastrajać. Frustracja w niej rosła, a tęsknota nie dawała normalnie funkcjonować. Chciała go przytulić, ale jednak dalej była zła. Dodatkowo ostatnio w miarę ułożonym życiu dziewczyn i ich mamy pojawił się ojciec, którego żadna z nich nie chciała widzieć. Nawiedził je już kilka razy, ale nigdy wtedy Anety nie było w domu. Ona się bała tego człowieka. Nigdy nie ukrywał, że ma do niej ogromny żal, że opowiedziała się po stronie matki podczas rozwodu, a na dodatek miała być jego ukochanym synem, a tymczasem jest drugą córką. Brunetka, bała się spotkania z tym człowiekiem i wiedziała, że tylko pomoc Zbyszka pomoże jej to przetrwać. Usłyszała pukanie do drzwi.
- Proszę – powiedziała i odłożyła na bok gitarę.
- Mogę? – spytała jej mama wchodząc do pokoju z dużym kubkiem gorącej czekolady, którą jej córka uwielbiała.
- Jasne, mamo. Wejdź.
Kobieta usiadła na skraju łóżka i podała dziewczynie kubek, za który podziękowała uśmiechem.
- Usłyszałam jak grasz i od razu wiedziałam, że coś się stało – powiedziała.
- Usiłowałam grać, ale chyba zapomniałam jak to się robi.
- Albo coś innego zaprząta ci myśli. Powiedz mi dlaczego nie chcesz widzieć Zbyszka. Przychodzi codziennie. Już nie wiem czym go odprawiać.
- To skomplikowane – powiedziała Aneta i upiła łyk czekoladowego napoju.
- Bardziej niż to, że cię wykorzystał do zemsty?
- Skąd wiesz? Nie mówiłam ci nic.
- Jak byłaś w Spale to Karina i wszystko powiedziała. Porozmawiałyśmy szczerze. Cóż nie jestem najlepszą matką.
- Mamo, ja wtedy myślałam, że świat się mi zawalił. Czułam się okropnie. Myślałam, że jestem beznadziejna.
- Ale wybaczyłaś mu. Zgodziłaś się zostać jego żoną. Swoją drogą to ma chłopak gust. Wybrał bardzo ładny pierścionek – powiedziała kobieta z uśmiechem.
- Bo go kocham i on się zmienił. Naprawdę. Ale teraz zachował się jak ostatni kretyn. Mógł zniszczyć mój powrót na studia.
- Co zrobił?
- Zrobił straszną scenę zazdrości. W sumie to był gotowy pobić się z moim wykładowcą. A wszystko przez to, że źle zrozumiał to co usłyszał – rodzicielka na te słowa zareagowała śmiechem. – Czemu się śmiejesz? – spytała Aneta.
- Bo mi wesoło. Fakt, zachował się nie ładnie, ale pomyśl, że on się boi ciebie stracić.
- Mamo! Ty go bronisz?
- Troszkę, bo mi go szkoda jak biorę od niego te róże, a on odchodzi smutny. Musi cię kochać. Anetka, porozmawiaj z nim. Myślę, że trzy dni ignorowania go to aż za duża kara jak za coś takiego.
- Mamo, ale… - nie dokończyła, ponieważ przerwał jej dzwoniący telefon.
Wzięła do ręki komórkę i spojrzała na wyświetlacza. ‘Zbyszek’.
- Odbierz – powiedziała kobieta i skierowała się w stronę wyjścia.
- Mamo
- Tak?
- Kocham cię – powiedziała Aneta i nacisnęła zieloną słuchawkę, a rodzicielka zamknęła drzwi. – Tak, słucham?
- Aneta, proszę spotkaj się ze mną. Daj mi to jakoś wytłumaczyć. Wiem, że jestem skończonym kretynem, ale proszę cię.  –usłyszała w słuchawce głos bruneta.
- Dobrze. Przyjdę jutro do ciebie o szesnastej. Może być?
- Tak będę.
- To do jutra – powiedziała Aneta i już miała się rozłączyć.
- Naprawdę cię kocham, Anetka. 

Rozdział 24 – „Zobaczyłem świat z najwyższej góry. Skosztowałem miłości od najczystszego źródła. Zobaczyłem wargi, by zaiskrzyć pragnieniem.”


Karina siedząc na kanapie w salonie  beznamiętnie wpatrywała się ogień lekko żarzący się w kominku. Ardo uparł się, że muszą poczuć ten prawdziwy górski klimat i mimo tego, ze na dworze nie było jeszcze zbyt zimno on niczym prawdziwy mężczyzna rozpalił ogień. Ten wyjazd miał pomóc dziewczynie uporać się z rzeczywistością. Z dala od stolicy miała spokojnie przemyśleć wszystkie rzeczy dotyczące zarówno przyszłości jej jak i jej dziecka. Co prawda wiedziała, ze dla Ardo już od dawna była kimś więcej niż przyjaciółką nie mniej jednak nie sądziła, że pomiędzy nimi dojdzie do takiej sytuacji jaka miała miejsce dwa dni temu. Karina czuła się z tym wszystkim podle.  To nigdy nie powinno się zdarzyć, przecież go nie kochała. Kreek był dla niej jedynie przyjacielem i ona nie mogła na to nic poradzić. Czasami była wściekła na samą siebie, ze nie jest w stanie go pokochać. Przy Ardo nie musiałaby się w końcu niczego obawiać i była pewna, że jej dziecko Estończyk obdarzyłby prawdziwym uczuciem. Mogliby w przyszłości stworzyć wspaniałą rodzinę, tylko, że Karina wiedziała, że nigdy nie będzie w stanie poczuć tego co czułą względem Michała. Jej serce już było oddane jednemu mężczyźnie i nawet jeśli on ją skrzywdził to minie jeszcze sporo czasu zanim brunetka będzie w stanie o nim zapomnieć. Dlatego też dziewczyna nie mogła wybaczyć sobie, że okłamuje Kreeka. Wprawdzie nie powiedziała mu jasno, ze go kocha, ale po odwzajemnieniu przez nią pocałunku i ich wspólnej nocy Ardo najwyraźniej sam ułożył sobie piękną bajkę odnośnie ich wspólnej przyszłości.
-
Ej królewno nie odpływaj mi. – z rozmyślań wyrwał ją roześmiany głos Estończyka
Siatkarz siadając obok niej na kanapie objął ją ramieniem, a z jego twarzy nawet na chwilę nie schodził uśmiech.
-
Jak dzisiaj samopoczucie?
-
Nie najlepiej. – dziewczyna westchnęła lekko poczym pod pretekstem zrobienia kilku łyków herbaty sięgnęła ręką po kubek oswobadzając się tym samym z uścisku chłopaka
-
A coś się stało? Coś cię boli? Nie dobrze ci? Może chcesz jakiś ziółek albo po prostu połóż się i chwilkę odpocznij.
Wymalowana na jego twarzy troska sprawiła, że Karina mimowolnie lekko się uśmiechnęła. Musiała mu przecież to wszystko powiedzieć nie mogła dopuścić do sytuacji w której oboje żyliby w kłamstwie odnośnie relacji ich łączących. Byli przyjaciółmi, nic więcej nie mogło się pomiędzy nimi wydarzyć, nigdy!
-
Nie to nie oto chodzi Ardo.
-
W takim razie o co?
-
Myślę, że chyba musimy porozmawiać.
Jego wzrok momentalnie stał się nieufny i podejrzliwy.
-
Bo widzisz jesteś naprawdę wspaniałym facetem. Ciepłym, troskliwym, zabawnym, przystojnym i wierz mi, ze pewnie nie jedna super dziewczyna marzy o takim partnerze.
-
Ale nie ty, prawda?
Brunetka delikatnie kiwnęła głową.
-
Ale może w przyszłości będę w stanie dorównać Michałowi, może mnie też pokochasz tak jak pokochałaś Michała. Daj nam szanse, przynajmniej spróbujmy.
Karina nerwowo pocierała o siebie swoje dłonie, a te po chwili zostały zamknięte w ciepłym uścisku silnych rąk Kreeka.
-
Ja nie żartowałem mówiąc, że cię kocham Karina. – jego jasne tęczówki uparcie się w nią wpatrywały powodując coraz większe wyrzuty sumienia – Odkąd cię poznałem wiedziałem, ze to ty jesteś tą kobietą, z którą chciałbym być. Szlak mnie trafiał patrząc na to jak z Bąkiewiczem tworzycie taką wspaniałą parę. – ironia w głosie siatkarza sprawiła, ze po całym ciele brunetki przeszedł nieprzyjemni, zimny, dreszcz – Wszyscy wróżyli wam świetlaną przyszłość, gromadkę dzieci, a ja miałem nadzieję, że wasz związek rozpadnie się szybciej niż powstał. Kiedy przypałem go wtedy na zdradzie miałem ochotę go rozszarpać. Owszem chciałem, żebyście zerwali, ale nie chciałem, aby on ciebie skrzywdził, abyś cierpiała.
Każde kolejne słowo Kreeka wbijało małą szpilkę w serce dziewczyny.
-
Widziałem jak to wszystko przeżywasz, jak płaczesz i czułem się nikim wiedząc, że w żaden sposób nie mogę ci pomóc. Ale miałem nadzieję, że w końcu mnie pokochasz, ta nasza wspólna noc byłą najlepszą rzeczą w moim życiu Karina. Co jest ze mną nie, tak, że nie potrafię dorównać Bąkiewiczowi, co?
-
Ardo to nie chodzi o ciebie. – uśmiechając się nerwowo brunetka starała się powstrzymać kropelki łez, które nagromadziły się pod jej powiekami – To chodzi o mnie. Nienawidzę siebie za to, że nie mogę poczuć do ciebie nic więcej  niż przyjaźń.
-
Nadal go kochasz? – w jego tęczówki lustrowały ją na wylot, a dziewczyna mogłaby przysiąść, ze dostrzegła w nich szklaną powierzchnię – Po tym wszystkim co ci zrobił, jak cię potraktował, jak skrzywdził, ty nadal go kochasz?!
Nie wiedziała co ma mu odpowiedzieć. Nie musiała w końcu potwierdzać, Estończyk i tak doskonale wiedział kim jest Michał w jej życiu. Oswobadzając ręce z uścisku siatkarza Karina delikatnie pogładziła prawą dłonią jego policzek poczym musnęła swoimi wargami jego usta. Mimo usilnych starań pierwsze kropelki słonej cieczy wolno wydostawały się spod jej powiek.
- Przepraszam... – wstając z miejsca szybko udała się na górę do sypialni zostawiając Kreeka samego...

TYMCZASEM W WARSZAWIE
Przystawiając do nosa czerwoną róże na twarzy Zbyszka mimowolnie pojawił się uśmiech. Przez grę w reprezentacji, ciągłe wyjazdy na mecze i zgrupowania stęsknił się za Anetą do tego stopnia, że teraz każda nawet kilkugodzinna rozłąka zdawała się być dla niego mordęgą. Kiedy kilka dni temu klękał przed dziewczyną i prosił ją o rękę tak bał się, że może zostać nie przyjęty, że brunetka najzwyczajniej w świecie nie będzie poważnie traktowała jego deklaracji, a on naprawdę był wszystkiego świadomy. Jak jeszcze nigdy wcześniej nie miał pewność, ze Aneta jest tą kobietą z którą w przyszłości będzie chciał założyć rodzinę. Kochał w niej wszystko: co robiła, jak się zachowywała, jak wyglądała. Uwielbiał jej duże, ciemne tęczówki i piękny szczery uśmiech. Spokojne bicie jej serca była najwspanialszą melodią jaką kiedykolwiek słyszał, a on po prostu totalnie oszalał na jej punkcie. Stracił dla niej głowę, dziewczyna stała się jego pasją, nałogiem, życiem. Chciał być do niej do końca świata, chciał być dla niej wsparciem i podporą, chciał przeżywać z nią każdy moment w jej życiu. Przysiągł sobie, ze będzie jej chronił, ze nigdy nie powoli, aby ktokolwiek ją skrzywdził.
Opierając się plecami o jedną ze ścian warszawskiej uczelni brunet uważnie przypatrywał się zamkniętym drzwiom jeden z sal wykładowych. Z uśmiechem udawał, że nie dostrzega tych wszystkich zalotnych spojrzeń młodych studentek przechadzających się po korytarzu. Nie lubił sam przesiadywać w domu więc postanowił, że przyjdzie po Anetę na uczelnie. Dziewczyna postanowiła jeszcze raz spróbować swoich sił w prawie, więc Bartman był przekonany, ze jego obecność w pierwszym dniu jej ponownych zajęć będzie dla niej miłą niespodzianką. Kiedy drzwi się otworzyły a z sali zaczęli wychodzić kolejni studenci zniecierpliwiony Zbyszek, aż się wyprostował. W tłumie opuszczających nie zauważył jednak wybranki swojego serca. Przez chwilę zastanawiał się czy oby na pewno nie pomylił sal, jednak słysząc wesoły śmiech Anety dochodzący z wnętrza pomieszczenia nie miał już żadnych wątpliwości. I wydawać by się mogło, że wszystko będzie idealnie, gdyby nie fakt, że brunetka opuściła sale w towarzystwie wysokiego blondyna. Siatkarz momentalnie zlustrował mężczyznę wzrokiem od góry do dołu: około trzydziestki, bujna czupryna, niebieskie oczy, postawny ale nie przesadnie. Jedynym słowem przystojny. Aneta była tak pochłonięta rozmową z nim, że nawet nie zauważyła obecności Zbyszka, a ten na początku był opanowany jednak widząc jak dłoń mężczyzny wylądowała na ramieniu jego narzeczonej nie miał ochoty stać dalej bezczynnie i nie reagować. Jego ciśnienie momentalnie skoczyło, a pięści mimowolnie się zacisnęły. Czy był zazdrosny? Cholernie.
-
... a więc Aneta tak jak się umówiliśmy za dwa tygodnie masz być przygotowana. – podchodząc bliżej Bartman słyszał każde słowo wypowiedziane przez blondyna
-
Cześć, Skarbie, coś się tu dzieje? – obejmując dziewczynę ramieniem siatkarz posłał w stronę jej towarzysza mordercze spojrzenie
-
Zbyszek? – brunetka była do tego stopnia zaskoczona obecnością narzeczonego, ze sama nie wiedziała jak ma się w podobnej sytuacji zachować – A co ty tutaj robisz? Przecież się umówiliśmy, że przyjadę do ciebie po zajęciach.
-
Chciałem ci zrobić niespodziankę, poza tym widzę, że ten pan ci się chyba naprzykrza co?
-
Nie, Zbyszek to nie tak. To jest...
Nie mniej jednak brunet już jej nie słyszał. Podchodząc bliżej blondyna wymierzył swój palec w jego tors nawet na chwilę nie przestając obdarowywać go pełnym złości i nienawiści spojrzeniem.
-
Słuchaj pan, Aneta jest moją narzeczoną i ja sobie nie życzę abyś się jej naprzykrzał, zrozumiane?
-
Ale tu zaszła jakaś pomyłka. – mężczyzna bezradnie rozłożył ręce – Ja nie miałem żadnych złych zamiarów odnośnie pańskiej narzeczonej.
-
Zbyszek, co ty najlepszego wyrabiasz?
-
Poczekaj Skarbie, na początku muszę sobie wszystko z tym panem wytłumaczyć. A więc jak jeszcze raz zobaczę cię w jej pobliżu to możesz być pewny, że inaczej to wszystko załatwimy.
Blondyn lekko kiwnął głową poczym szybko zamykając drzwi sali wykładowej w pośpiechu się oddalił. Co chwila nerwowo odwracał się za siebie, a to w ostateczności sprawiło, że nie zauważył stopnia i przewrócił się rozsypując po całym korytarzu dokumenty które trzymał pod pachą.
-
Ha. – na twarzy Bartmana pojawił się szeroki uśmiech – Zbyszek jeden, kretyn.
-
Coś ty najlepszego zrobił, co?! – brunetka energicznie pokręciła głową – Na głowę upadłeś czy jak?
-
Widziałem przecież, że ten padalec ci się naprzykrzał, tak? Miałem pozwolić, aby tak bez żadnych przeszkód on napastował moją narzeczoną w miejscu publicznych?
-
Zbyszek czy ciebie już do końca pogięło. Przecież on mi tylko położył rękę na ramieniu, to nie było żadne napastowanie! I tak się składa, ze ten padalec to mój wykładowca i to ten, który najgłośniej opowiadał się za tym, abym mogła znowu wrócić na uczelnie.
-
Ale przecież składał ci jakąś niemoralną propozycję. – tonący brzytwy się chwyta – Przecież słyszałem to na własne uszy.
-
Umawiał się ze mną na termin mojego eseju, który miałam wygłosić przy całej grupie za dwa tygodnie.
Dopiero teraz doszło do Bartmana jak bardzo się wygłupił. Chłopak pojął, że swoim zachowaniem mógł tylko dziewczynie zaszkodzić, ale co mógł poradzić na to, że był o nią tak piekielnie zazdrosny?
-
Ja myślałem, że on...
-
Chcę się ze mną umówić? – brunetka westchnęła głośno – Przecież to twoje oświadczyny przyjęłam, to tobie wybaczyłam, a ty mimo wszystko mi nie ufasz?! Nie tak wyobrażałam sobie nasze narzeczeństwo Zbyszek.
-
Anetka, ja...
-
Nic nie mów. Po prostu wyjdź stąd, wracaj do domu, przemyśl sobie wszystko i zadzwoń do mnie kiedy zmądrzejesz. 
Brunetka spuściła wzrok po czym w szybkim tempie udała się w stronę wyjścia z uczelni zostawiając tym samym zdezorientowanego bruneta na środku korytarzu z niewielką czerwoną różyczką w lewej dłoni...